niedziela, 21 lipca 2013

Dopust boży



Mamy Ciociunię po drugiej stronie ulicy i bardzo lubiłyśmy do niej chodzić.
U Ciociuni można było posiedzieć na kanapie, telewizję pooglądać, wypić piwo lub kieliszek wina.
Ciociunia zawsze znalazła coś dla nas w swojej lodówce.
Aż pojawił się mops i się skończyło.
Mops ma na imię Daisy, i sądzę, że w jakimś obcym języku znaczy to czołg.
Nie wiadomo dlaczego, wszyscy się mopsem zachwycają, a, że taki milusi, że wesoły, że wszystkich lubi. Ja osobiście to uważam, że mops ma trociny w głowie i zero godności osobistej.
Bo czy pies, który zna swoją wartość wykłada się przed każdym na plecy, charcząc i machając czterema kończynami w powietrzu? Czy pies, który się szanuje biegnie do każdego, kto na niego zacmoka i cieszy się jak wariat? Otóż nie! Ja osobiście uważam, że obcy powinni zachowywać dystans, który im wyznaczam, a dotykanie mnie jest zarezerwowane wyłącznie dla rodziny i przyjaciół. Locia tez tak uważa, a skoro obie tak myślimy, znaczy, że jest to jedynie słuszny pogląd.

Problem z mopsem jest taki, że mops nas kocha. Bardzo, bardzo nas kocha. Naprawdę bardzo.
A miłość mopsa to nie jest miłość łatwa i prosta, przynajmniej dla grzywacza.
Mops nie posiada wdzięku, nie jest elegancki, delikatny, kulturalny i zawsze jako pierwszy wepcha się po smaczka z tą swoją wielką, zębatę dziurą w miejscu, gdzie normalny pies ma pyszczek.

Ciociunia i Ona mówią, że mops jest śliczny i doprawdy nie wiem, skąd, u tych zazwyczaj rozsądnych, kobiet taki dziwny gust? Śliczna, to jestem ewentualnie ja.
Loćka to mopsa lubi nawet, daje się wciągać w mopsowe zabawy, pokwikuje, jak widzi mopsa z daleka. Ja dyskretnie ukrywam się za Jej nogami, ewentualnie udaję, że mnie nie ma. Albo, że mopsa nie widzę. Straszę też mopsa porykiwaniem i kłapaniem zębami, ale to nie działa. Bo na mopsa nie działają żadne środki stosowane w psim świecie. A o CSach i takich tam to mops na bank nie słyszał.
Czasem ociupinę mi żal, jak patrzę na Locię ganiająca z mopsem, ale jak tylko mops przychodzi mnie zaczepiać, to ten żal mi natychmiast i całkiem mija. Bez śladu!
Zresztą mops woli Locię, bo Lociunia ma do niego więcej cierpliwości i też jest trochę szaleńcem, to się jakoś rozumieją.
Z drugiej strony, z uwagi na Ciociunię toleruję tego mopsa, w końcu jest członkiem rodziny, więc jakby co, to stajemy z Loćką za mopsem murem i pokrzywdzić go nie damy.
Szkoda, że Ciociunia nie ma grzywacza, tak, zdecydowanie byśmy grzywacza wolały.
Ale jest jak jest, jak to mówią, rodziny się nie wybiera, więc z cierpliwą rezygnacją znoszę to, co rodzina jest. A jest to mops.
Mops. Klops. Dopust boży.

piątek, 5 lipca 2013

Sopot Agility Cup


Minął tydzień, odpoczęłam, mogę w końcu zdać relację.
Moje myślenie o słońcu najwyraźniej pomogło, bo pogoda była śliczna, ciepła, ale nie upalna.
Ale ja biegałaaaam! Jejciu, jejciuniu!
Teraz, jak ona w końcu biega ze mną, zamiast mi się pałętać pod łapkami na torze, to ja się mogę wykazać, wykorzystać to, czego się nauczyłam i rozwijać przyzwoite prędkości.
Wiem, że to były zawody. Wiem, bo wtedy jest inaczej.
Miejsce jest inne, ludzie są inni, psy są inne. Czasem przeszkody są inne.
I co najważniejsze- ona jest inna, ja to widzę i czuję.
A jak są zawody, to daję z siebie wszystko. Czekam na starcie na jej znak, ruszam i pędzę.
Pędzę, bo na starcie czeka na mnie nagroda, a ja kooooocham nagródki. Kiedyś to biegałam tylko dla nagród, ale teraz nagroda jest wisienką na torciku biegu.
Chyba nam dobrze poszło, bo ona była ze mnie zadowolona.
I ludzie mi klaskali! Miałam silną ekipę kibicująco-klaszczącą wśród publiczności. Zawsze budzę duże zainteresowanie, co mnie nie dziwi, bo interesująca ze mnie osoba. A nawet osobistość. I osobowość. A ja lubię, jak się mnie podziwia, oj, lubię….
Lotkę też zabrałyśmy, ale Lotka to jeszcze się dużo musi nauczyć. Na razie na zawodach bywa tylko towarzysko, niemniej jednak fajnie, że jest, bo mam się z kim przytulić podczas godzin oczekiwania.
W niedzielę Ona wzięła Locię na przebieg poza klasyfikacją i ćwierkała potem do niej, jakby co najmniej wygrały łączną. Nie, żebym była zazdrosna, bez przesady, ale mam nadzieję, że nikt nigdy nie zapomni o tym, że to JA jestem gwiazdą.

=======================================================================


W ostatni weekend czerwca w pięknym Parku Łazienki Północne w Sopocie, Baltic Agility Team (czyli my :) ) zorganizował zawody agility pod patronatem Prezydenta Sopotu Baltic Agility Cup. Sushi spisała się świetnie, udało jej się zająć lokatowe miejsca, biegała radośnie i z zapałem. Jej wyniki to: II i III miejsca w biegach agility i I miejsce w jumpingu. Zajęła też II miejsce w biegu charytatywnym Superjumping, co mnie szczególnie cieszy, bo rywalizowała w nim z psami o wszystkich stopniach agilitowego zaawansowania, sama będąc na najniższym, zerówkowym. Locia również pobiegła charytatywnie, co prawda poza klasyfikacją, ale radośnie i całkiem sprawnie. A jak grzecznie została na starcie! Reasumując- niezwykle udany weekend.

środa, 26 czerwca 2013

Już za parę dni, za dni parę....

No,to już w ten weekend zawody.
Tym razem mamy blisko, bo w Sopocie.
Tylko pada. Pada trzeci dzień.
Jeśli będzie lało, to jak Ją kocham, nie wiem, czy pobiegnę.
No owszem, w Powsinie mimo ulewy i zimnicy nie zwiałam z toru, ale zbolały trucht, którym przemierzyłam torek chyba mówił wszystko?
Tak więc zamawiam pogodę. Leże na kanapie i myślę o słońcu.
O temperaturze powyżej +20. To są warunki dla cywilizowanego psa rasy ozdobnej.
Wracaj lato, wracaj!

Bo marzy mi się powiew sopockiej bryzy w grzywie.
Już za parę dni.

środa, 5 czerwca 2013

Jestem Su.


Nazywam się Sushi. Wiem, bo Ona tak do mnie mówi.
Dla przyjaciół Su.
Shadow White Blackberry to moje oficjalne imię. Kiedyś miałam na imię Berta, ale to do mnie nie pasowało.
No słowo daję, ja i Berta?! Berta jest wielka i gruba, a ja jestem malutka, zgrabna i elegancka.
Jestem gwiazdą, co tu kryć.
Gdybym tylko chciała, mogłabym być celebrytką, ale po co mi to?
I tak wystarczająco mnie wielbią.
Dziwne nie jest, bo jestem piękna i mądra.
O nie, nie ,nie! To nie jest zarozumialstwo, na wszystko mam papiery!

Nie pamiętam dokładnie, kiedy się urodziłam, dawno to było, a nie mam pamięci do dat.
Ale Ona mówi, że za 3 dni będę mieć trzecie urodziny.
Sześć miesięcy mieszkałam z Anią i moim stadem.
Szczeniaki zazwyczaj nie siedzą tak długo w domu rodzinnym, ale ja teraz wiem, że po prostu czekałam na Nią.
Ona mówi, że też na mnie czekała.
Bardzo długo.
Coś musi być na rzeczy.
Skąd wiem? Pies po prostu wie takie rzeczy.
Pojawia się człowiek, który jest dla psa całym światem.
Ja takiego człowieka mam.
Jestem Su.
Jestem szczęśliwym psem.